Lato rozpoczęte, zaczynają się więc „żniwa” dla  chałtury a „dożynki” dla gminnych i miejsko-gminnych  funduszy przeznaczonych na kulturę.

Wakacje na wsi dłużą się z nudy, a przy niespokojnej w dzisiejszych czasach „zagranicy”,  polską wieś wybiera coraz większa rzesza  krajowych wczasowiczów z dziećmi czy zagranicznych turystów, nie licząc rezydujących tam miejskich daczowiczów. W sumie latem, w wielu wsiach i turystycznych miasteczkach liczba przyjezdnych jest często większa niż miejscowych. Powód to do narzekań tych drugich, że przybysze wykupują w sklepach co lepsze kęski, że są głośni, że snują się bez celu po ulicach i traktach, śmiecą itd. Pozytywów wolą nie dostrzegać, dominuje duma lokalna. Dziwne, że nie narzekają na obcych miejscowi sklepikarze, sprzedawcy lodów, waty cukrowej czy pamiątek,  fryzjerzy, kosmetyczki a nawet proboszcze, bo na tacy też coś zostawią.

 A co w sprawie wakacyjnej rozrywki robi dla mikrospołeczności lokalna władza?  Robi!

Raz w roku wybrańcy rewanżują się elektoratowi festynami, świętem miejscowości, festiwaliam smaków, piknikiami - wszystko według prostego dla ludu schematu: piwo, disco polo (DJ), kilka konkursów dla dzieci i występy „gwiazd”, nie licząc okazjonalnych przemówień VIP-ów. Jest fajnie, władza pod krawatem w czarnych garniturach, elektorat czuje się po miejsku (ach ta magia „gwiazd”),  a miejscy przybysze jakoś nie czują wsi, bo to co widzą przy okazji takich  imprezy  odbierają jak pastisz  czy głupawkę.

 

Z czego słyną miejscowi, zapyta pewno niejeden zagraniczny turysta- bo jak wszędzie w Polsce widzi tylko chleb ze smalcem i kiszonym ogórkiem, kiełbaski z grilla i piwo znanych międzynarodowych koncernów?  Gdzież to wasze Etno pytają, kultura etnokrain- waszych małych lokalnych ojczyzn? Gdzie miejscowi twórcy i artyści ludowi, gdzie promocja lokalnego produktu? 

Eventowy organizator zwykle przywiezie ze sobą kilku wystawców  wraz z dmuchańcami i magikami, a lokalne produkty często zastąpi oscypkami, ale na etno to nie zawsze wygląda. Swoich, miejscowych  twórców ludowych czy rękodzielników jak na lekarstwo, tu marazm lokalnego establiszmentu wraz z nagonkami skarbówki skutecznie blokują ich rozwój.

Niezawodne tylko jak zwykle pozostają  panie z lokalnych KGW. Starające się jak tylko można, często przy okazji prowadzące  syzyfową i nierówną walkę z chmarami os nad blachami wypieków o różnych egzotycznych smakach. Przynajmniej starają się! Nie starają się natomiast  ci w czarnych garniturach, bo kto widział ich kiedy na miejscowej  imprezie etnicznej w lokalnym stroju ludowym ( poza chlubnym wyjątkiem Podhala, gdzie lokalni VIP-owie nie wstydzą się swoich korzeni i pochodzenia) ? Przykład idzie  z góry! 

 

Takie doroczne, letnie imprezy kończą się zwykle dla gminy  „dożynkami”  czyli zarżnięciem znakomitej większości funduszy na dalszą gminną działalność kulturalną przez zamówionych ko(a)siarzy i celebrytów. Gust lokalnych notabli ma decydujący wpływ na repertuar imprez i ich koszt. "Gwiazdy- żniwiarze" w rodzaju popularnych artystów jednego przeboju, czwartego składu znanego zespołu big-beatowego z lat 60-tych nie mówiąc o zespołach disco z Podlasia kasują z wiejskich po kilkadziesiąt tysięcy PLN za występ, no ale czego nie robi się elektoratowi (za jego pieniądze). Na inne plenerowe przedsięwzięcia kulturalne, warsztaty twórcze,  czy dotacje dla lokalnych artystów i twórców chociażby na farby, pędzle, stroje ludowe, ect. kasy często już nie starcza.

No, ale było minęło, po miesiącu niewiele się z imprezy pamięta, zaś lokalny elektorat jak zwykle i tak będzie marudził i czuł niedosyt. Dziki instynkt ludu naszego do disco polo pozostanie, gdy nie zaoferuje się mu innych propozycji kulturalnych.

Pewno jest wiele innych, pozytywnych przykładów organizowanych imprez w gminach, ale ogólne wrażenie z kulturalnego lata na wsi nie jest najlepsze.

 

Jaki efekt promocyjny, wychowawczy,  gospodarczy, wyborczy, takiej imprezy pozostanie dla  gminy? Warto na spokojnie nad tym się pochylić bo rzadko wyciąga się z tego konstruktywne wnioski na następny rok:

  • Czy zrobiono wszystko aby dotrzeć  do maksymalnej  ilości potencjalnych uczestników imprezy, jak skuteczne  było  przygotowanie medialne imprezy ( często plakat z programem imprezy pojawiał się w przeddzień wydarzenia)
  • Czy młodzież spędzająca tam wakacje dowiedziała się czegoś na imprezie ( oprócz ceny kufla piwa) o miejscowym folklorze, lokalnej kulturze, kuchni, ekologii?
  • Czy skutecznie wypromowano produkt lokalny, ciekawe wyroby lokalnych producentów i rzemieślników, artystów, twórców ludowych
  • Czy pozwolono na prezentację, a przez to – na ewentualny start zawodowy rękodzielnikom szkolących się w warsztatach twórczych organizowanych przez GOK  lub inne regionalne instytucje kultury
  • Czy właściwie zaprezentowano potencjał kulturalny i gospodarczy bratnich miast/gmin zagranicznych (jeśli w ogóle je zaproszono na swoje święto)
  • Czy  właściwie zaprezentowano miejscowych artystów i zespoły muzyczne ( szczególnie te folklorystyczne)
  • Czy gwiazdą lokalnej imprezy etnicznej (jarmark, kiermasz, targi) musiała być „gwiazda”  disco lub wątpliwej jakości artystycznej- celebryta , skoro na miejscowym gruncie działa artysta, znakomity zespół folkowy, światowej sławy twórca ludowy, o którego dzieła zabijają się zagraniczne galerie itp.
  • Czy właściwie wydano samorządowe pieniądze na imprezę roku, skoro można było za te pieniądze zorganizować kilka mniejszych a bardziej pożytecznych społecznie imprez a swoich przy okazji dofinansować i zmotywować do pracy twórczej
  • Czy właściwie zrelacjonowano w mediach przebieg imprezy.

 

A przyjezdni, daczowicze ?!  Zadowolą się lasem, kwieciem polnym i grzybami? O folklorze i lokalnej kulturze, z nudów nad jeziorem, zawsze mogą poczytać informatory i publikacje dostępne w miejscowej bibliotece ( w 99% będzie tam przerwa urlopowa).

Może więc warto organizować małe, kameralne, etniczne kiermasze lokalne? Gdzieś przy miejscowym zabytku, w starym parku, na podwórzu czy schodach Gminnego Ośrodka Kultury, w dzień targowy czy świąteczny po "kościele". Wystarczy połączyć siły twórcze kilku sąsiednich gmin by wzbogacić ofertą wystawową. Kilka stolików i kolorowych parasoli, trochę muzyki ludowej, a w każdym tygodniu wakacji, przy naprawdę małych nakładach, pojawi się tam ciekawa, autentycznie lokalna impreza, skutecznie promująca lokalne społeczności, ich kulturę, historię, rękodzieło, produkt lokalny. Oryginalność prezentowanego rękodzieła czy sztuki ludowej znacząco podnosi atrakcyjność turystyczną, co sprawia, że staje się motorem napędowym dla aktywnych i przedsiębiorczych mieszkańców wsi.

Tak à propos: lokalni, miejscy daczowicze, których satelickie osiedla dacz  powstały wokół  setek wsi a urzędy gmin kasują z nich tylko podatki i opłat za wywóz śmieci, mogą być znakomitym, a jakże niedocenianym elektoratem wyborczym o czym przekonało się wielu wójtów i burmistrzów, którym zabrakło do zwycięstwa kilkudziesięciu czy kilkaset głosów. Trzeba tylko  nad tą grupą sezonowych mieszkańców gminy solidniej popracować.  Zbliżają się wybory samorządowe, warto więc im coś  zaproponować, przekonani przecież mogą głosować tu i tam, a pewno chętniej zagłosują na kandydatów kochających etno, ubranych  folkowo- barwnych i wyrazistych  niż na tych znikąd- smutnych, w czerni. 

(zg)